poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 3 – Nic głupiego

Daniel

Usłyszałem dzwonek do drzwi. Czyżby mama już wróciła? Wydawało mi się, że jeszcze nie na nią pora. Podszedłem do domofonu
- Słucham? - zapytałem do słuchawki
- To ja – usłyszałem w odpowiedzi głos Piotrka – otwórz.
Pod słuchawką domofonu był mały guziczek, który wcisnąłem. Idąc w stronę wiatrołapu poczułem, że Nancy przepycha sięs w korytarzu chcąc jako pierwsza zobaczyć, kto przyszedł. Była to niezbyt dobra maniera, bo mnie już kiedyś przewróciła w ten sposób. Z drugiej jednak strony, gdyby ktoś nieproszony chciał się dostać do środka...
Drzwi otworzyły się i usłyszałem zbliżając się w moją stronę kroki.
- Siema Daniel, co tam słychać? - wyciągnąłem rękę w tamtą stronę i poczułem mocny uścisk ręki Piotrka – Nancy, mój kochany piesek – musiał przywitać się z Nancy, na co ona radośnie zaszczekała.
- Jak to ze mną – jak nie ćwiczę, to słucham audiobooków. Ewentualnie się włóczę po okolicy. A jak przygotowywania na wyjazd w góry?
- Jeszcze tylko muszę zrobić małe zakupy. Ale to jak już będę od ciebie wracał. O której wychodzisz na basen?
- O dziewiętnastej trzydzieści, także mam jeszcze trochę czasu.
- Ale jeszcze pewnie będziesz chciał obiad zjeść i...
- Zjesz z nami – przerwałem mu – napijesz się czegoś?
- Możemy iść – powiedział cicho. Głośno zaraz dodał – może wody gazowanej jak masz?
- Powinna być – powiedziałem próbując sobie przypomnieć, czy była ostatnio w szafce, jak brałem kukurydzę w puszce – chodźmy do kuchni.
Weszliśmy do kuchni. Usłyszałem jak Piotrek mnie mija i odsuwa krzesło. Zawsze siada w tym samym miejscu na moją prośbę. Właściwie każdy ma swoje miejsce przy pięcioosobowym stole. Podszedłem do szafki i ręką odnalazłem do niej uchwyt. Dotknąłem boku szafki i wolno przesunąłem rękę w prawą stronę licząc rzędy butelek. Przy samej ściance stała coca-cola, następnie ulubiona fanta mamy, później moja woda niegazowana i na samym końcu woda gazowana. Dalej stały poukładane fasolki, kukurydze, brzoskwinie, czy ananasy w puszce i makarony.
Podniosłem się i z szafki nad głową wyciągnąłem szklankę.
- A ty się nie napijesz – zapytał.
- Nie dzisiaj – odpowiedziałem i nalałem wody do szklanki i położyłem ją na stole. Sam przeszedłem kilka kroków. Lewą ręką dotykałem blatu stołu, by wyczuć jego koniec. Zawsze siadam po krótszej stronie stołu, gdzie jest miejsce tylko dla jednej osoby. Usiadłem przechyliłem głowę lekko w lewo w stronę, gdzie siedział Piotrek.
- A więc w czym to mam ci pomóc? - zapytał przyjaciel i odłożył cicho szklankę na stół.
- Wiesz, dziwna sytuacja... - zacząłem – z dwa tygodnie temu natknąłem się w sklepie na jakąś dziewczynę. Zapamiętałem ją tylko i wyłącznie dlatego, że pachniała jaśminem
- Znowu ten jaśmin? - przerwał mi Piotrek.
- Tak, tak – przyznałem mu – ale nie przeszkadzaj – zastanowiłem się chwile nad tym gdzie skończyłem mówić – no tak, jaśmin – powiedziałem na głos.
- Zakochałeś się w dziewczynie, która pachniała jaśminem – Pioterek wybuchnął śmiechem.
- Oczywiście – powiedziałem zrezygnowanym głosem – chcesz posłuchać do końca?
- No ok, ok...
- Dzisiaj przysiadła się do mnie w parku i zagadała.
- I co w tym dziwnego?
- Nie chodzi o to, że coś w tym dziwnego. Chodzi o to, co stało się dwa lata temu. Nie ufam ludziom, przecież wiesz, chciałbym, żebyś ją sprawdził.
- A skąd pewność, że to ta sama osoba? Bo rozumiem, że ta z parku też pachniała jaśminem.
- Jest na to kilka dowodów. Po pierwsze niepewnie podeszła i się przysiadła, po drugie zapach, po trzecie znała moje imię, a wydaje mi się, że wtedy w sklepie ono padło, no i po czwarte przyznała się. Co więcej powiedziała, że mnie tak trochę śledzi.
- Wie, że nie widzisz? - zapytał po wysłuchaniu mnie
- Nie mam zielonego pojęcia. Nic o niej nie wiem, bo potem tak jakoś wyszło, że sobie obrażona poszła – postanowiłem przemilczeć niemiłe pożegnanie – tak naprawdę nie wiem nawet, czy jeszcze ją spotkam, gdyby jednak tak było... - zastanowiłem się chwilę. Wszystko co dzisiaj robiłem nie miało żadnego sensu. Po co ja w ogóle poprosiłem Piotrka o przyjście? Po co ja mu o tym wszystkim opowiadam? A może wszystko było przypadkiem i więcej się nią nie spotkam? Nic o niej nawet nie wiem. Nawet jak się nazywa. Mogę jedynie powiedzieć parę zdań o jej charakterze – oj... Zapomnij – postarałem się zakończyć temat.
- Dam ci dobrą radę. Jak przyznała, że cię śledzi, możliwe że się jeszcze pokaże. Nie rób nic głupiego. Przede wszystkim nie zapraszaj jej do domu. Czasem wgląd mówi sporo o człowieku i można od razu powiedzieć, że ktoś jest kieszonkowcem, czy jakimś blokersem. Nie mówię, że ona taka jest, bo jej nie widziałem. Jednak fakt, tego śledzenia niech da ci do myślenia. Wie, jak się nazywasz, może usłyszała przez przypadek? A może nie? Nie wiesz jakie ma plany. Może się więcej nie pojawi. Oby. W każdym razie powtarzam raz jeszcze: Nie rób niczego głupiego. Szkoda nerwów, kasy twojej matki i zdrowia. Ja jutro wyjeżdżam, jakby coś, to dzwoń.
Myśląc o niej wcale nie myślałem o tym, że mogłaby mnie okraść. Jednak sytuacja sprzed roku kazała mi poprosić Piotrka, by w razie czego pomógł. Wtedy nawet nie wiedziałem, kiedy jeden z dwóch policjantów zamienił się w złodzieja i wyniósł mi z domu sporo cennych przedmiotów, kiedy to drugi niby to wypytywał mnie o rzeczy związane z jakimś przestępstwem, którego nigdy nie było. Że też nie posłuchałem się Nancy, jak warczała na nich i zamknąłem ją w jednym z pokoi.
Od tamtej pory nie ufam ludziom i słucham wszystkich opinii Nancy na temat ludzi.
- Jak przygotowania do zawodów – zapytał Piotrek. Oczywiście chodziło mu o zawody pływackie dla niewidomych, które nieubłaganie się zbliżały.
- Monotonne te przygotowywania. Na tygodniu o szóstej rano jeżdżę i w weekendy o dwudziestej. W ciągu dnia bieżnia i jakieś inne ćwiczenia.
- Podziwiam cię. Może nie tyle za te wszystkie ćwiczenia, bo chyba potrafiłbym z zawiązanymi oczami. Jednak pływanie, to dopiero coś.

- Dzięki – uśmiechnąłem się. Zmiana tematu chyba wszystkim będzie dobrze służyć.