Daniel
Usłyszałem
dzwonek do drzwi. Czyżby mama już wróciła? Wydawało mi się, że
jeszcze nie na nią pora. Podszedłem do domofonu
-
Słucham? - zapytałem do słuchawki
-
To ja – usłyszałem w odpowiedzi głos Piotrka – otwórz.
Pod
słuchawką domofonu był mały guziczek, który wcisnąłem. Idąc w
stronę wiatrołapu poczułem, że Nancy przepycha sięs w korytarzu
chcąc jako pierwsza zobaczyć, kto przyszedł. Była to niezbyt
dobra maniera, bo mnie już kiedyś przewróciła w ten sposób. Z
drugiej jednak strony, gdyby ktoś nieproszony chciał się dostać
do środka...
Drzwi
otworzyły się i usłyszałem zbliżając się w moją stronę
kroki.
-
Siema Daniel, co tam słychać? - wyciągnąłem rękę w tamtą
stronę i poczułem mocny uścisk ręki Piotrka – Nancy, mój
kochany piesek – musiał przywitać się z Nancy, na co ona
radośnie zaszczekała.
-
Jak to ze mną – jak nie ćwiczę, to słucham audiobooków.
Ewentualnie się włóczę po okolicy. A jak przygotowywania na
wyjazd w góry?
-
Jeszcze tylko muszę zrobić małe zakupy. Ale to jak już będę od
ciebie wracał. O której wychodzisz na basen?
-
O dziewiętnastej trzydzieści, także mam jeszcze trochę czasu.
-
Ale jeszcze pewnie będziesz chciał obiad zjeść i...
-
Zjesz z nami – przerwałem mu – napijesz się czegoś?
-
Możemy iść – powiedział cicho. Głośno zaraz dodał – może
wody gazowanej jak masz?
-
Powinna być – powiedziałem próbując sobie przypomnieć, czy
była ostatnio w szafce, jak brałem kukurydzę w puszce – chodźmy
do kuchni.
Weszliśmy
do kuchni. Usłyszałem jak Piotrek mnie mija i odsuwa krzesło.
Zawsze siada w tym samym miejscu na moją prośbę. Właściwie każdy
ma swoje miejsce przy pięcioosobowym stole. Podszedłem do szafki i
ręką odnalazłem do niej uchwyt. Dotknąłem boku szafki i wolno
przesunąłem rękę w prawą stronę licząc rzędy butelek. Przy
samej ściance stała coca-cola, następnie ulubiona fanta mamy,
później moja woda niegazowana i na samym końcu woda gazowana.
Dalej stały poukładane fasolki, kukurydze, brzoskwinie, czy ananasy
w puszce i makarony.
Podniosłem
się i z szafki nad głową wyciągnąłem szklankę.
-
A ty się nie napijesz – zapytał.
-
Nie dzisiaj – odpowiedziałem i nalałem wody do szklanki i
położyłem ją na stole. Sam przeszedłem kilka kroków. Lewą ręką
dotykałem blatu stołu, by wyczuć jego koniec. Zawsze siadam po
krótszej stronie stołu, gdzie jest miejsce tylko dla jednej osoby.
Usiadłem przechyliłem głowę lekko w lewo w stronę, gdzie
siedział Piotrek.
-
A więc w czym to mam ci pomóc? - zapytał przyjaciel i odłożył
cicho szklankę na stół.
-
Wiesz, dziwna sytuacja... - zacząłem – z dwa tygodnie temu
natknąłem się w sklepie na jakąś dziewczynę. Zapamiętałem ją
tylko i wyłącznie dlatego, że pachniała jaśminem
-
Znowu ten jaśmin? - przerwał mi Piotrek.
-
Tak, tak – przyznałem mu – ale nie przeszkadzaj – zastanowiłem
się chwile nad tym gdzie skończyłem mówić – no tak, jaśmin –
powiedziałem na głos.
-
Zakochałeś się w dziewczynie, która pachniała jaśminem –
Pioterek wybuchnął śmiechem.
-
Oczywiście – powiedziałem zrezygnowanym głosem – chcesz
posłuchać do końca?
-
No ok, ok...
-
Dzisiaj przysiadła się do mnie w parku i zagadała.
-
I co w tym dziwnego?
-
Nie chodzi o to, że coś w tym dziwnego. Chodzi o to, co stało się
dwa lata temu. Nie ufam ludziom, przecież wiesz, chciałbym, żebyś
ją sprawdził.
-
A skąd pewność, że to ta sama osoba? Bo rozumiem, że ta z parku
też pachniała jaśminem.
-
Jest na to kilka dowodów. Po pierwsze niepewnie podeszła i się
przysiadła, po drugie zapach, po trzecie znała moje imię, a wydaje
mi się, że wtedy w sklepie ono padło, no i po czwarte przyznała
się. Co więcej powiedziała, że mnie tak trochę śledzi.
-
Wie, że nie widzisz? - zapytał po wysłuchaniu mnie
-
Nie mam zielonego pojęcia. Nic o niej nie wiem, bo potem tak jakoś
wyszło, że sobie obrażona poszła – postanowiłem przemilczeć
niemiłe pożegnanie – tak naprawdę nie wiem nawet, czy jeszcze ją
spotkam, gdyby jednak tak było... - zastanowiłem się chwilę.
Wszystko co dzisiaj robiłem nie miało żadnego sensu. Po co ja w
ogóle poprosiłem Piotrka o przyjście? Po co ja mu o tym wszystkim
opowiadam? A może wszystko było przypadkiem i więcej się nią
nie spotkam? Nic o niej nawet nie wiem. Nawet jak się nazywa. Mogę
jedynie powiedzieć parę zdań o jej charakterze – oj... Zapomnij
– postarałem się zakończyć temat.
-
Dam ci dobrą radę. Jak przyznała, że cię śledzi, możliwe że
się jeszcze pokaże. Nie rób nic głupiego. Przede wszystkim nie
zapraszaj jej do domu. Czasem wgląd mówi sporo o człowieku i można
od razu powiedzieć, że ktoś jest kieszonkowcem, czy jakimś
blokersem. Nie mówię, że ona taka jest, bo jej nie widziałem.
Jednak fakt, tego śledzenia niech da ci do myślenia. Wie, jak się
nazywasz, może usłyszała przez przypadek? A może nie? Nie wiesz
jakie ma plany. Może się więcej nie pojawi. Oby. W każdym razie
powtarzam raz jeszcze: Nie rób niczego głupiego. Szkoda nerwów,
kasy twojej matki i zdrowia. Ja jutro wyjeżdżam, jakby coś, to
dzwoń.
Myśląc
o niej wcale nie myślałem o tym, że mogłaby mnie okraść. Jednak
sytuacja sprzed roku kazała mi poprosić Piotrka, by w razie czego
pomógł. Wtedy nawet nie wiedziałem, kiedy jeden z dwóch
policjantów zamienił się w złodzieja i wyniósł mi z domu sporo
cennych przedmiotów, kiedy to drugi niby to wypytywał mnie o rzeczy
związane z jakimś przestępstwem, którego nigdy nie było. Że też
nie posłuchałem się Nancy, jak warczała na nich i zamknąłem ją
w jednym z pokoi.
Od
tamtej pory nie ufam ludziom i słucham wszystkich opinii Nancy na
temat ludzi.
-
Jak przygotowania do zawodów – zapytał Piotrek. Oczywiście
chodziło mu o zawody pływackie dla niewidomych, które nieubłaganie
się zbliżały.
-
Monotonne te przygotowywania. Na tygodniu o szóstej rano jeżdżę i
w weekendy o dwudziestej. W ciągu dnia bieżnia i jakieś inne
ćwiczenia.
-
Podziwiam cię. Może nie tyle za te wszystkie ćwiczenia, bo chyba
potrafiłbym z zawiązanymi oczami. Jednak pływanie, to dopiero coś.
-
Dzięki – uśmiechnąłem się. Zmiana tematu chyba wszystkim
będzie dobrze służyć.