Kinga
Wtedy
kiedy go zobaczyłam w moim życiu coś się zmieniło. Dużo na ten
temat myślałam. Właściwie nie było momentu, żeby nie
analizowała sobie tego wszystkiego raz jeszcze. Po kolei. Zaczynając
od tego czegoś silnego, co kazało mi pójść do tamtego sklepu
po moment kiedy wyszłam z budynku i patrzyłam, jak chłopak znika
za zakrętem. Od tamtej pory, od dwóch tygodni regularnie chodzę na
spacery w tamte okolice. Kupuję różne produkty tam w sklepiku,
siedzę w parku na ławeczce, czy chodzę wkoło po okolicznych
uliczkach. Co bym jednak nie robiła wciąż towarzyszy mi obraz jego
twarzy.
Pierwsze
dwa dni spędziłam przekopując internet. Chciałam się dowiedzieć
wszystkiego o ludziach niewidomych. Szczególnie przydatne były
artykuły, gdzie oni sami mogli się swobodnie wypowiedzieć o ich
metodach ułatwiania sobie życia typu podpisywanie wszystkich
puszek, słoików, pojemników, opakowań na przyprawy w kuchni.
Jakaś kobieta mówiła, że obcina wszystkie metki w jasnych
bluzkach, po to, by nigdy nie ubrać się na pstrokato. Banknoty
porządkują po rosnącym nominale w domu, albo robią pięć
przegródek na konkretne wartości, a monety potrafią chować do
pudełeczek, które sobie charakterystycznie oznaczają.
Gdy
jednak myślałam o tym wszystkim w kontekście mojego niewidomego,
to nie wszystko chciało mi pasować. Czemu nie chciał sobie ułatwić
i porozdzielać monet, tylko robił to za pomocą dłoni? Czemu nie
używał białej laski? Widząc, że jest niewidomy, pewnie nie raz
ktoś by mu pomógł. Laska też pomogłaby mu w namierzeniu
przeszkód na chodniku.
Tym
wszystkim jeszcze bardziej mnie intrygował, zastanawiał i
doprowadzał do stanu ciągłego myślenia o nim.
Całe
szczęście, że są wakacje i nie muszę marnować czasu w szkole, w
której i tak nigdy niczego się nie nauczyłam oprócz walki o oceny
na koniec roku. Cóż, nie każdy nauczyciel chce wystawić celujący
na semestr, czy koniec roku, nawet jeśli uczeń zawsze na szóstki
ze sprawdzianów i kartkówek. Wiąże się to chyba najbardziej ze
starszymi nauczycielami, którzy nie są jeszcze aż tak nowocześni,
by zastąpić metodę "tego lubię, to będzie piątka" na
średnią arytmetyczną.
Wracając
jednak do tematu przewodniego ostatnich moich dni – spędzałam
każdą wolną chwilę myśląc o chłopaku. Wpadałam wręcz w jakąś
paranoję, a wszystko jeszcze bardziej psuł fakt, że nie mogłam go
nigdzie znaleźć. I wtem to się stało.
Siedziałam
akurat na małej ławeczce w parku, pod lipą, gdy nagle zza krzaków
wyłonił mi się beżowy labrador, a zaraz za nim i jego właściciel,
który okazał się jeszcze przystojniejszy niż jak zdołałam to
sobie zapamiętać. Gdy jednak się zorientowałam, że myślę o
jego uroku, który bez zwątpienia posiada szybko się zganiłam i
wytłumaczyłam sobie ten tok myślenia jako rodzaj mojej fascynacji.
Uważnie
obserwowałam, gdzie on pójdzie. Tym razem nie chciałam stracić go
z oczu. Ponieważ szedł wolnym krokiem czas tym bardziej mi się
dłużył, a ja powoli traciłam cierpliwość.
Daniel
minął moją ławeczkę i skręcił zaraz w boczną alejkę
porośniętą sosenkami. Dobrze wiedziałam, że nie ma tam żadnego
wyjścia, jedynie najbardziej skryta ławeczka w cieniu wielkiej
lipy.
Ostrożnie
wstałam i wolno ruszyłam w jego stronę.
Daniel
Dzisiejszą
noc musiałem zaliczyć do typowo nieprzespanych. A chyba najgorszym
jest obudzić się w środku nocy i nie wiedzieć, która jest
godzina. Przez ile jeszcze czasu można spać. Bo a nóż, budzik za
pięć minut zadzwoni? Takie momenty najbardziej człowieka
wykańczają.
Na
cały okres wakacyjny mam ustawiony budzik na godzinę piątą rano.
I w weekendy, tak jak dzisiaj na ósmą. Nie lubię marnować czasu
na spanie. Wolę ten czas jakoś spożytkować. Dzisiaj na przykład
przez dwie godziny słuchałem audiobooka. Książka była bardzo
ciekawa, ale ile z kolei można słuchać nużącego narratora?
Nie
miałem żadnych planów na dzisiejszy dzień. Nie wiedząc co z sobą
zrobić postanowiłem zadzwonić do Piotrka – mojego jedynego
przyjaciela. On jednak jutro wyjeżdża w góry i powiedział, że
musi załatwić jeszcze kilka spraw i ewentualnie wieczorem może
wpaść. W takim wypadku postanowiłem skorzystać z ładnej pogody i
wybrałem się na jedną z moich wędrówek po okolicy.
Jak
zawsze wziąłem z sobą Nancy i wyruszyłem w drogę. Automatycznie
skręciłem w stronę parku. Nie musiałem myśleć o drodze, ani
nierównościach chodnika. Przede wszystkim dlatego, że Nancy była
obok, ale też i dlatego, że znałem tę drogę od dziecka. Znalem
każdą źle położoną płytkę, każdego psa, czy kwiatka, którego
wyczuwałem po drodze, jak na przykład róże na rogu mojej ulicy.
Zatrzymałem
się przy krzyżówce i poczekałem, aż przejedzie samochód.
Dokładnie słyszałem, jak się zbliżał, bym mógł usłyszeć go
zaraz przy mnie, a następnie coraz słabiej, aż całkowicie głuchł.
Ufałem Nancy, że nigdy nie wprowadziłaby mnie przed żaden
samochód. Nie mogłem jednak polegać tylko na niej, dlatego
starałem się za pomocą odgłosu silnika szacować odległość
dzielącą mnie od pojazdu. Kiedyś u babci na wsi robiłem z tatą
takie doświadczenie. Zatrzymywał się ons w różnej odległości
ode mnie samochodem, a ja miałem za zadanie powiedzieć ile kroków
ode mnie jest samochód. Wprawdzie różne silniki wydają różne
odgłosy i o różnej głośności, można jednak swobodnie szacować
po wielu latach praktyki.
Wchodząc
do parku od razu wiedziałem gdzie chcę pójść. A chciałem
jedynie posiedzieć na jednej z ławeczek najdalej oddalonych od
ciekawskich ludzi. Tam, gdzie nie będę słyszał, jak kobiety mówią
za moimi plecami „Widziałaś tamtego chłopca? On jest
niewidomy!”. Głównym jednak atutem tamtej ławeczki jest to, że
jest cała zakryta gałęzią lipy i nie każdy wie o jej istnieniu,
czyli bez problemu mogę do niej podejść i tak po prostu na niej
usiąść nie myśląc o tym, że wyląduję na czyimś kolanie.
Chociaż nie wiem, czy Nancy pozwoliłaby mi na to.
Nagle
poczułem, że wszedłem na cień. Od razu dało się wyczuć chłód
na twarzy. Zwolniłem jeszcze bardziej moje żółwie tempo i zdałem
się jedynie na Nancy, która to idealnie podprowadziła mnie pod
ławeczkę i usiadła obok. Ręką wymacałem lekko wilgotne drewno i
schodzącą farbę siedzenia. Najgorsze za mną. Teraz trzeba tylko
usiąść i cieszyć się naturą.
Kinga
Sama
nie wiem, czy bardziej z zaciekawieniem, czy też z fascynacją, ale
przyglądałam się wyłapując wszelkie szczegóły, jak chłopak
siada na ławce.
Stałam
z kwadrans nie wiedząc co z sobą zrobić. Stać na pewno nie mogłam
w nieskończoność, gdyż mogłoby się to dla kogoś wydawać
podejrzane. Miałam więc dwa wyjścia – podejść do niego i
zagadać, albo wycofać się i znowu przez najbliższe tygodnie
żałować i szaleć. Wybrałam pierwszą opcję. Wzięłam głęboki
oddech i poszłam w jego stronę.
Muszę
się normalnie zachowywać wciąż
sobie powtarzałam. To jest normalne, to co robię.
Gdy
byłam w połowie drogi spojrzał w moja stronę. Nie miałam
pojęcia, czy mnie widzi, czy tylko usłyszał, że idę dlatego
spojrzał. W każdym razie patrzył idealnie w moim kierunku. Teraz
nie mogłam się wycofać.
-
Mogę się przysiąść? - zapytałam wskazując miejsce obok niego.
-
Jasne – nie odpowiedział od razu, jednak cieszyłam się z tego,
że pierwszy krok za mną.
Milczałam.
Nie wiedziałam, co powiedzieć, jak zagadać, by zacząć
jakąkolwiek rozmowę. A chciałam ją rozpocząć. Zarówno wtedy
jak i dzisiaj odniosłam wrażenie, że jest bardzo przyjacielski i
szczery. Te dwie cechy bardzo trudno mi u kogokolwiek znaleźć, co
tylko potęgowało chęć poznania go. Poznania? Przecież wiem jak
ma imię. To on nie wie nic o mnie.
Postanowiłam
wykorzystać fakt, że jest ze swoim labradorem.
-
Śliczny pies – powiedziałam wolno – jak się wabi?
-
Nancy – powiedział jedynie.
Nie
był skory do rozmowy. Ciekawe, czy zawsze, czy tylko przy kimś
obcym. Co jak co, zaliczam się do obcych, którzy przysiadają się
w parku i zagadują. Może się to wydać mu podejrzane?
Wyciągnęłam
rękę do Nancy i pogłaskałam ją za uszami. Okazała się potulnym
psiakiem, który pomimo obejmowanego stanowiska stróża chłopaka
zaraz przysunęła się do mnie bliżej chcąc więcej i więcej
głaskania. Wesoło machała ogonem.
-
Jesteś Daniel? - zapytałam ostrożnie. Teraz to na pewno nabierze
jakiś podejrzeń.
Chłopak
spojrzał w moją stronę., lecz nadal milczał Wydawało mi się, że
zmarszczył brwi.
-
Śledzisz mnie? - zapytał.
-
Nie, skądże... - zaczęłam – no może trochę – dodałam po
chwili – ale to nie tak. W sklepie... Sprzedawczyni tak do ciebie
powiedziała – próbowałam się wybronić z niezręcznej sytuacji.
Ale i to nie zmieni faktu, że miał racje.
-
Że też zapamiętałaś tą informację i wykorzystałaś, żeby
dzisiaj tu przyjść.
-
A może to przypadek, że tu jestem? - zapytałam.
-
Sama w to nie wierzysz – powiedział pewnym tonem i uśmiechnął
się – gdyby to był przypadek, to szłabyś normalnie, bez
zawahania, a twoje kroki znacznie różniły się od tych w sklepie.
-
Pamiętasz mnie? - zapytałam jedynie. Znowu miał rację. Ale to, co
teraz powiedział w jakiś sposób może mnie uratować.
-
Mam sentyment, do pewnej roślinki, którą bardzo mi przypominasz.
Zawiodłam
się. Już nawet nie wiedziałam co myśleć o tej całej rozmowie.
Chciałam już sobie stąd pójść. Podniosłam się z miejsca.
-
Czemu już idziesz? - zapytał
-
Najpierw mnie oskarżasz, a potem ośmieszasz, a ja mam sobie tu
spokojnie siedzieć i czekać na to, co będzie kolejne? - zapytałam
Nie
odezwał się słowem. Pozwolił mi odejść.
Wyciągnęłam
rękę do Nancy i pogłaskałam ją za uszami. Okazała się potulnym
psiakiem, który pomimo obejmowanego stanowiska stróża chłopaka
zaraz przysunęła się do mnie bliżej chcąc więcej i więcej
głaskania. Wesoło machała ogonem.
Daniel
Nie
mam zwykle poczucia czasu. Czas mierzę kolejnymi budzikami, także
nie miałem zielonego pojęcia, ile czasu minęło, kiedy usłyszałem
zbliżające się w moją stronę niepewne kroki. Odwróciłem głowę
w tamtą stronę, tak, by wyglądało to jak najbardziej naturalnie –
ktoś podchodzi, ja niby patrzę w tamtą stronę.
Na
początku jedynie przypuszczałem, potem byłem jednak pewien, że w
moją stronę szła dziewczyna. Zatrzymała się tuż przede mną.
-
Mogę się przysiąść? - usłyszałem miły, lekko spięty głosik.
-
Jasne – nie odpowiedziałem od razu.
Usiadła
obok mnie i w tym samym momencie zawiał delikatny wiatr. Poczułem
jaśmin. Był koniec sierpnia. Jaśmin dawno przekwitł, więc nie
mogłem czuć kwiatu. To ona pachniała jaśminem. Czyżby jakieś
mydło, szampon? Już drugi raz czuję kogoś o takim zapachu.
Ostatnim razem ktoś stanął za mną w kolejce w sklepie. Ktoś?
Tamta osoba też, na pewno była dziewczyną. Szła pewnym, ale
dziewczęcym, delikatnym krokiem. Dzięki temu, że pachniała
jaśminem zwróciłem na nią uwagę i zapamiętałem.
-
Śliczny pies – powiedziała niepewnie – jak się wabi?
-
Nancy – odpowiedziałem.
Zapadła
cisza.
-
Jesteś Daniel? - zapytała.
Skąd
mogła to wiedzieć? Czy to mogłaby być ta sama osoba, co ze sklepu
z przed dwóch tygodni? Hm... Zmarszczyłem brwi. Czy wtedy w
sklepie pani Zofia mogła powiedzieć moje imię? Spróbowałem sobie
przypomnieć całą scenę: Dziękuję Daniel, proszę, cztery
grosze dla ciebie reszty. Miłego dnia.
-
Śledzisz mnie? - tylko to przyszło mi do głowy. Bo jak niby
wytłumaczyć, że jest tu teraz obok mnie.
-
Nie, skądże – zaprzeczyła od razu - No, może tochę. ale
to nie tak. W sklepie... Sprzedawczyni tak do ciebie powiedziała –
wyszło szydło z worka. Miałem rację. Spotkałem ją w sklepie.
-
Że też zapamiętałaś tą informację i wykorzystałaś, żeby
dzisiaj tu przyjść – cała sytuacja była o tyle dziwna, że
postanowiłem zachować czujność. Jak byłem młodszy, to nie raz
ktoś wykorzystywał fakt, że jestem niewidomy.
-
A może to przypadek, że tu jestem? - zapytała
-
Sama w to nie wierzysz. Gdyby to był przypadek, to szłabyś
normalnie, bez zawahania, a twoje kroki znacznie różniły się od
tych w sklepie – odparłem bez namysłu.
-
Pamiętasz mnie? - czyżbym usłyszał nutkę nadziei w jej głosie?
-
Mam sentyment, do pewnej roślinki, którą bardzo mi przypominasz –
powiedziałem lekko rozbawiony. W jednej jednak chwili rozbawienie
opuściło mnie. Dziewczyna podniosła się z ławeczki - Czemu już
idziesz? - zapytałem
-
Najpierw mnie oskarżasz, a potem ośmieszasz, a ja mam sobie tu
spokojnie siedzieć i czekać na to, co będzie kolejne? - była
wściekła, a na końcu zdania słychać było, że głos z lekka
załamuje jej się, jakby miała zacząć płakać.
Nie
odezwałem się już więcej. I tak ją zraniłem. Nie chciałem
powtórzyć tego ponownie. Uznałem, że i tak się nie dogadamy i
nie powinienem jej zatrzymywać. Pozwoliłem, żeby odeszła.
-
Co o niej myślisz, Nancy? - pogłaskałem ją za uszami – Lubisz
ją? - w odpowiedzi usłyszałem ciche szczeknięcie wyrażające
potwierdzenie. Według niej mogłem zaufać nieznajomej dziewczynie.
-
Co o niej myślisz, Nancy? - pogłaskałem ją za uszami – Lubisz
ją? - w odpowiedzi usłyszałem ciche szczeknięcie wyrażające
potwierdzenie. Według niej mogłem zaufać nieznajomej dziewczynie.