Kinga
Wieża
na A4? Toż za trzy ruchy polegniesz. Jeśli chcesz pograć odrobinkę
dłużej, to twoją jedyną nadzieją jest skoczek na G5. Ale to i
tak da ci tylko cztery ruchy więcej. A potem szach-mat. Jesteś za
dużym matołem, żeby poświęcić gońca. Na pewno przesuniesz go z
C3 na D4, a później ruszysz piona o jedno pole, a wtedy moja
królowa...
Mój
przeciwnik po niespełna 2 minutach wykonał swój ruch i wcisnął
przycisk na zegarze szachowym. Było tak, jak przypuszczałam. Od
razu wykonałam swój ruch i uruchomiłam dla niego czas. Tym razem
myślał dłużej. Dużo dłużej. Ale i tym razem mnie nie zaskoczył
niczym nowym. Poruszył gońca dokładnie tak, jak przypuszczałam.
Taktykę
gracza można przewidzieć już po pierwszych dwóch ruchach. Już
wtedy można snuć pierwsze przypuszczenia co do wyglądu gry.
Jeśli
chcę się poznęcać nad przeciwnikiem, to mogę rozegrać długą
partyjkę szachów, w której powoli zabieram mu wszystkie bierki. Aż
zostaje sam król. Ewentualnie...
Zrobiłam
kolejny szybki ruch.
- Szach –
uśmiechnęłam się lekko. Mój przeciwnik, starszy mężczyzna
gorączkowo podrapał się w policzek.
Ewentualnie
mogę to zrobić tak jak teraz. Zostawiam przeciwnikowi masę figur i
pionów, z którymi nie jest w stanie nic zrobić, gdyż sama je
"ustawiam" po mojemu.
Usłyszałam
piknięcie przycisku zegara.
Wyciągnęłam
ręce do góry i rozciągnęłam się.
- I mat –
powiedziałam szeptem stawiając obok białego króla mojego hetmana
– miło było.
Daniel
- Nancy – zawołałem niegłośno moją suczkę labradora – chodź, pójdziemy na spacer. Może wstąpimy do sklepu? Co powiesz na nasze ulubione miętowe pastylki?
Poczułem wielki jęzor na swoim policzku. Była już przy mnie. Wstałem z łóżka i poszedłem do drzwi. Na klamce wisiała smycz. Wziąłem ją do ręki i kucnąłem wołając po raz kolejny Nancy.
- Chodź kochana – Z pod sierści w końcu udało mi się odnaleźć małe metalowe kółeczko, do którego przypiąłem obrożę – chodźmy na dół – powiedziałem i pozwoliłem, by suczka poprowadziła mnie w stronę schodów. Wolno, ale dosyć pewnie zszedłem na dół i ruszyłem w stronę wiatrołapu.
- Gdzie się wybierasz? - usłyszałem za sobą głos mamy – Wiesz przecież, że masz niedługo angielski – odwróciłem się w jej stronę.
- Tak, wiem. Która jest godzina? - spytałem chcąc wiedzieć, ile mam czasu
- Jeszcze godzina. Zadzwonię dziesięć minut przed czasem. Ok?
-
Dzięki mamo – powiedziałem i usiadłem na małej pufie w kącie
pokoju pod nią właśnie zawsze zostawiałem buty w których
aktualnie chodzę. Także teraz, jak jest lato, jest to para
adidasów. Pochyliłem się i prawą ręką sięgnąłem obuwia. Gdy
buty były już założone do pełni szczęścia brakowało mi
jedynie moich przeciwsłonecznych okularów, z którymi praktycznie
nigdy się nie rozstawałem wychodząc na dwór. Te z kolei miały
swoje stałe miejsce w małej szufladce w mojej pufie. Wreszcie byłem
gotowy – chodźmy - powiedziałem i pozwoliłem, by Nancy
wyprowadziła mnie z domu.
Chociaż był środek wakacji, było dzisiaj stosunkowo chłodno. Złapałem się prawą ręką za poręcz schodów, która była nieprzyjemnie chłodna i przemierzyłem ostatnie trzy schodki mojego domu. Mogłem spokojnie pójść na spacer.
Kinga
Spojrzałam na zegarek. Było wpół do trzeciej. Szybko omiotłam wzrokiem sąsiedni stolik z szachownicą. Kolejnych półfinalistów z Czech i Słowacji zacięcie grali i najwyraźniej nawet się dobrze nie rozkręcili. Na oko dałabym im jeszcze półtorej godziny rozgrywki.
Nie wiedząc co z sobą począć przez ten czas, a nawet dłużej, bo finał zaczyna się dopiero o piątej postanowiłam przyjrzeć się kilku ruchom zawodników. W końcu jeden z nich będzie moim przeciwnikiem i razem z nich będziemy walczyć o jakiś tam złoty medal.
Przyjrzałam się technice ich gry a następnie taktyce, jaką obaj przyjęli. Cóż. Moim skromnym zdaniem obojętne z którym bym nie grała raczej powinnam wygrać.
- Wychodzę – powiedziałam organizatorowi zawodów – przyjdę później.
- I znowu się spóźnisz? - zapytał – tak jak na rundy klasyfikujące? Gdybyś nie miała największych szans na wygraną i nie była mistrzem świata w szachach nigdy bym cię nie wpuścił. Pamiętaj.
- Postaram się być na czas – powiedziałam jedynie. W drodze do drzwi nie mogłam się jednak powstrzymać, żeby nie dopowiedzieć sobie – jeśli będzie mi się chciało. Te całe zawody są takie nudne.
Jednak jak tak dłużej pomyśleć, to w tym raku wyjątkowo się postarali. Wprawdzie było to przeze mnie wymuszone, to jednak zawody odbywają się w moim rodzinnym mieście. Tak jak chciałam. Co więcej w mojej dawnej podstawówce, przez co mam do domu naprawdę blisko. A na czas przerwy takiej jak ta, bez problemu mogę wyjść na dwór znając doskonale okolicę, czy też przejść jeden przystanek na obiad do babci, która mieszka z nami.
Dzisiejszej przerwy nie chciało mi się jednak spędzać w czterech ścianach. Chciałam sobie pochodzić, może porozwijać swoją wiedzę...
Na myśl o rozwijaniu wiedzy wyciągnęłam z małego plecaczka słownik niemiecko-polski i otworzyłam na zaznaczonej stronie. Na dzień dzisiejszy mam do nauki wszystkie wyrazy zaczynające się na literę L.
- Labe - pokrzepienie; laben - pokrzepić; Labetrunk - napój orzeźwiający; labil – chwiejny, nieśmiały – czytałam na głos starając się, żeby w mojej głowie pozostały obrazy tych wszystkich wyrazów.
Pół roku temu byłam u jakiś naukowców, których zafascynował mój mózg. Dosłownie nie mogli uwierzyć, że jestem w stanie zrobić zdjęcie oczami i zapisać to w głowie w odpowiedniej szufladce. A ta cała szufladka to nie jest żadna przenośnia, tylko tak ja to naprawdę widzę. Myślę, że to wszystko można by porównać do pracy komputera. Wybieramy jakieś dane, tworzymy folder i wrzucamy mały pliczek, który możemy w każdej chwili podejrzeć.
Jestem w stanie w głowie zapisać sobie jakieś wielkie równanie i w ułamku sekundy je policzyć. Niektórzy mówią, że działam jak maszyna.
Ale to właśnie dzięki mojemu mózgowi, czy może jego defekcie jestem w stanie przyswoić praktycznie wszystko i odtworzyć kiedy tylko zapragnę. Raz zapamiętując słówko z niemieckiego pamiętam nie wiadomo jak długo. W taki właśnie sposób nauczyłam się perfekcyjnie angielskiego, hiszpańskiego, łaciny, włoskiego, francuskiego, rosyjskiego i norweskiego. Na początku w ogóle nie myślałam o takim zastosowaniu moich umiejętności. W szkole uczyłam się angielskiego tylko tyle, ile miałam. Zaczęłam dopiero na poważnie z hiszpańskim nauka wszystkich słówek, form gramatycznych i innych zajęła mi niecałe dwa tygodnie spędzając nad książką góra dwie godziny dziennie.
A teraz przyszła kolej na niemiecki.
Daniel
Powoli
szliśmy naszą stałą trasą do sklepu. Było to przejście przez
ogród po wąskiej ścieżce wśród kwiatów do furtki. Następnie
pójście w prawą stronę do pierwszego zakrętu i skręcenie w
lewo. Dalej miałem prostą drogę przez dwie przecznice, aż na
samym końcu ulicy mieścił się mały sklep samoobsługowy.
Była
to najkrótsza z możliwych dróg w tamto miejsce. Jednak zazwyczaj
wybierałem inną – skręcałem w lewo za furtką i szedłem na
około przez pobliski park, obok szkoły podstawowej. Tym razem
jednak chciałem jak najszybciej mieć za sobą kupno cukierków i
potem udanie się gdzieś w zacisze parku na jakąś odludną
ławeczkę.
Właśnie
doszliśmy do skrzyżowania. Jak zwykle, na krzyżówce Nancy
zatrzymała się grzecznie czekając, aż dojdę te dwa kroki do
niej, po czym ponownie ruszyła przez ulicę. Cisza jaka panowała
naokoło świadczyła, że nawet z daleka nie nadjeżdżał żaden
samochód.
Teraz
jednak są wakacje i ruch uliczny jest tutaj znikomy. Jednak w ciągu
roku szkolnego wygląda to całkowicie inaczej. Kilka razy dziennie
słychać co chwila przejeżdżający samochód.
Resztę
drogi przebyłem bez żadnych trudności. Jedynie w mojej głowie
pojawiło się kilka refleksji. Głównie jeśli chodzi o nowe
znajomości. Sam nie wiem, dlaczego akurat o tym zachciało mi się
nagle myśleć, ale nie dawało mi to spokoju do samego dojścia do
sklepu. Tam musiałem bowiem zaprzestać myśleć o takich mało
istotnych rzeczach i skupić się zakupach.
Przyszedłem
z myślą o kupieniu ulubionych słodyczach, których zakup odbywa
się przy kasie, na wagę. Jednak będąc już w sklepie poczułem
chęć napicia się czegoś. Stanąłem lekko zdezorientowany na
środku sklepu nie wiedząc jak się za siebie zabrać.
-
Daniel, dzień dobry – obok mnie pojawiła się jedna ze
sprzedawczyń, która uwielbiała plotkować z moją mamą przy kasie
– coś ci podać?
-
Mogę prosić o wodę niegazowaną?
Kinga
Przekartkowałam już kilka stron
słownika, kiedy to definitywnie powiedziałam sobie "dosyć"
i postanowiłam zrobić coś z kategorii inne przyjemności dla
siebie, do których zaliczają się wszystkie inne rzeczy zaraz po
przyswajaniu nowych informacji.
Wyszłam właśnie z parku, a nogi
poniosły mnie wzdłuż ogrodzenia podstawówki, w której odbywały
się zawody. Idąc tamtędy nie myślałam gdzie idę, po prostu
poszłam znaną mi drogą na skróty w stronę pobliskiego sklepu.
Pamiętam, że jeszcze przed rokiem na długich przerwach biegałam
tam, by kupić sobie loda, czy coś słodkiego. Oczywiście zawsze
musiałam być pierwsza. Nienawidziłam stać w kolejce bezczynnie, a
gdy już musiałam, to na głos recytowałam kolejne liczby po
przecinku pi, co nie każdemu odpowiadało.
Teraz poszłam do sklepu bez
najmniejszego celu. Czułam jednak, że coś kazało mi tam zajrzeć,
coś dużo silniejszego ode mnie, czemu tak po prostu poddałam się.
A może to była tylko ciekawość, czy dużo się ostatnio tam
zmieniło?
Zamyślona weszłam do środka i
rozejrzałam się wkoło. Nic się nie zmieniło. Wszystko stało
tak, jak zapamiętałam. Minęłam jakiegoś chłopaka stojącego
przy kasie, który trzymał obok siebie na smyczy psa i poszłam w
głąb sklepu. Miałam ochotę kupić sobie rożka czekoladowego, jak
za dawnych lat. Po wyciągnięciu go z zamrażarki ponownie
skierowałam się w stronę kasy i ustawiłam w kolejce.
Przede mną stał chłopak, którego
chwilę wcześniej ominęłam w wąskim przejściu między ladą a
stojakiem na gazety. Spojrzałam na niego. Ekspedientka właśnie
skończyła nabijać na kasę zakupione przez niego produkty.
- 9,31 poproszę – powiedziała
miło.
Chłopak na to wyciągnął z kieszeni
portfel i otworzył kieszonkę na drobniaki. Wyciągał po kolei co
większe monety i obracał je w palcach.
- Dwa złote i pięć, złotówka i
druga złotówka – mówił do cicho wykładając po kolei monety –
dwadzieścia groszy i... nie, tu jest pięćdziesiąt – odłożył
wyciągniętą chwilę wcześniej monetę i wziął kolejną do ręki
i...
No tak. Teraz wszystko zrozumiałam.
Nie obracał sobie ot tak monet w dłoni. On po prostu nie widział.
Musiał być niewidomy.
- Dziękuję Daniel – odpowiedziała
sprzedawczyni – proszę, cztery grosze dla ciebie reszty. Miłego
dnia.
Zanim odszedł przekręcił lekko
głowę w moją stronę. Nie widziałam dobrze jego twarzy. Spora jej
część przykryta była bowiem okularami przeciwsłonecznymi. To
jednak, co zdążyłam zanotować w głowie, to jego naprawdę ładne
rysy twarzy, pogodny, lekki uśmiech na twarzy i czarne włosy. Był
naprawdę bardzo przystojny i emanowało od niego dobro i pogoda
ducha.
Ciekawe, jak to jest nie widzieć...
Zapewne musi być mu bardzo trudno. Ja nie wyobrażam sobie życia
bez wzroku. Jak mogłabym wtedy uczyć się języków, układać
kostkę rubika, grać w szachy, czy wiele innych? To byłoby
niemożliwe.
Daniel odszedł od kasy, na co ja
mogłam kupić swojego loda.
- Fascynujące – szepnęłam sama do
siebie – to całe bycie niewidomym musi być strasznie ciężkie
ale i fascynujące – wyszłam ze sklepu i spojrzałam w stronę,
gdzie za zakrętem dwie sekundy wcześniej znikł mi z oczu chłopak